Wycieczka klasy IIId do Trójmiasta
25 - 28 września 2007

Upragniona wycieczka do Trójmiasta. Podróż trwała tylko dwanaście godzin, więc źle nie było. W pociągu jak to w pociągu różne rzeczy się działy, ale czy warto o nich pisać? Myślę, że nie;). To będzie nasza tajemnica, choć każdy na pewno się domyśla:P.

Klasa IIId nad morzem

W pierwszym dniu naszej wycieczki zwiedzaliśmy Gdynię, byliśmy na pokładzie „Błyskawicy”, nie omieszkaliśmy nie odwiedzić „Oceanarium”. Później było trochę czasu wolnego. Zjedliśmy coś, porobiliśmy fotki i podmiejskim autobusem udaliśmy się do schroniska młodzieżowego.
Do schroniska dotarliśmy ok. godziny 18, pokoje nie były złe. Chłopcy mieszkali w ośmiu, dziewczyny miały dwa pokoje. Jeden pięcio, a drugi sześcioosobowy. Każdy nieco się odświeżył. Przedstawiono nam pokrótce regulamin. Mogliśmy się rozejść do pokoi. Jedni oglądali mecz, drudzy jedli, a jeszcze inni plotkowali w pokojach. Noc przebiegła spokojnie, ale w pokojach raczej tak spokojnie już nie było, zwłaszcza u chłopców. Jednak większa część poszła szybko spać, musieli odpocząć po ciężkiej i wyczerpującej podróży.

W drugim dniu mogliśmy sobie trochę pospać. Zwiedziliśmy Sopot i uczestniczyliśmy w koncercie, który miał miejsce w kościele w Gdańsku – Oliwie. Byliśmy na plaży, zobaczyliśmy morze. Ci co mieli aparaty robili mnóstwo zdjęć. W Sopocie mieliśmy sporo czasu wolnego. Kilka osób udało się do Opery Leśnej, inni przesiadywali w kawiarniach, które nieraz potrafiły oczarowywać.
Po Sopocie udaliśmy się do kina. Obejrzeliśmy film o dwóch przyjacielach, którzy w desperacji wzięli ślub. Mowa oczywiście o dwóch mężczyznach. Film był zabawny, choć nie każdemu przypadł do gustu, ale tak jest zawsze, nikomu nigdy nie dogodzisz.
Do schroniska wróciliśmy po dwudziestej trzeciej. Szybko poszliśmy się kąpać. Noc z 27/28 do spokojnych nie należała, ale w końcu była to ostatnia noc, więc trzeba było zaszaleć. O gremlinach, mapetach, bolących kolanach itp. pisać nie będę , bo to dłuuuga historia. Każdy z nas i tak wie o co chodzi :).

Ostatni dzień był pełen niemiłych niespodzianek. Po pierwsze: Pogoda była do bani, zlało nas niemiłosiernie. Musieliśmy chodzić w mokrych ciuchach. Kolejna to: Zachcianka Sonaty. Chciało się dziewczynie rejsu. Nikt nie miał na to ochoty, ale Sonata nie dawała za wygraną. W końcu profesorka powiedziała, że popłyniemy. Chyba nie muszę pisać o naszej reakcji.
Następnie zwiedzaliśmy Gdańsk z panią przewodnik, której i tak nikt nie słuchał. W wolnym czasie, który w końcu nam dano, chłopcy szukali klubu dla homo, niestety poszukiwania okazały się bezowocne. Jednak nie mamy zamiaru się poddać, kiedyś na pewno taki klub odwiedzimy:P.

Nadeszła noc, czyli powrót do domu. No cóź, to była masakra. Mieliśmy dość. Nie ma to jak spać w siedmiu w przedziale. Niektórzy postanowili się poświęcić dla reszty i spali na podłodze. Konduktorzy byli wręcz wspaniali, nie dość, że budzili nas w środku nocy, to jeszcze zrobili larmo nie wiadomo po jakiego grzyba, ale cóż takie są uroki jazdy w pociągu, ale lepsze to chyba niż jeszcze wygodniejsza jazda autokarem. Nie było czasu na zabawy, każdy tylko spał i spał, ile się dało.
Około dziewiątej byliśmy na dworcu w Pszczynie. Podróż przebiegła o dziwo bardzo spokojnie i była bardzo męcząca.

Podsumowując wycieczkę trzeba wspomnieć, że była ona bardzo udana, choć mogłaby być lepsza pogoda, no ale na to wpływu człowiek nie ma. Szkoda, że trwała tak krótko. Żałować można tego, że była to ostatnia nasza wycieczka i osoby, których z nami nie było nawet nie wiedzą co straciły. Do szarej rzeczywistości trudno było się przyzwyczaić, co idealnie było widać w poniedziałek. Nasze zaangażowanie i aktywność na lekcjach były wręcz oszałamiające.

Na podstawie:
http://coslychacw3d.eblog.pl

.::Powrót::.