Wieczór filmowy

Obłędny rycerz Mrocznego wieczoru, Dnia Pańskiego 25 marca o godzinie 18:00 (może z delikatnym poślizgiem) odbyła się projekcja filmu "Obłędny rycerz" reżyserii Briana Helgelanda. Niestety tym razem frekwencja nie była największym atutem wieczoru, czego mimo wszystko starajmy się nie tłumaczyć brakiem w zupełności darmowego prowiantu. ;)

Akcja "Obłędnego rycerza" Briana Helgelanda ma miejsce w średniowieczno-punkowej nibylandii, gdzie turnieje rycerskie odbywają się do dźwięków "We Will Rock You" Queen, a dziewczyny podrywa się w kościołach. Film stanowi aluzję do "Opowieści kanterberyjskich" Geoffreya Chaucera, którą można by określić jako zaledwie ... mglistą.

Nasz bohater, William (Heath Ledger), to ciepłe kluchy, chyba że chodzi o "odmienianie własnych gwiazd", turnieje rycerskie itp., wtedy wychodzi z niego bowiem uparty osioł. Jego dwaj przyjaciele, grubasek Roland (Mark Addy) i temperamentny rudzielec Wat (Alan Tudyk) stoją za nim murem. Kiedy spotykają (gołego!) wygadanego Chaucera (Paul Bettany), zapalonego hazardzisty, który obiecuje sfałszować dokumenty, aby Will mógł uczestniczyć w zawodach dla lepiej urodzonych jako Sir Ulrich von Lichtenstein z Gelderlandii, akcja się rozkręca. Po drodze do drużyny włącza się też mała kowalka Kate (Laura Fraser), pionierka wojujących feministek i hartowanej stali. Wszyscy razem chcą zwyciężyć w mistrzostwach świata... Oczywiście jak w każdej bajce w której nie ma smoków, musi się pojawić dobre zakończenie, tak tutaj również go nie zabrakło.

"Obłędny rycerz" nie jest może specjalnie obłędny, ale mimo okazjonalnych sentymentalnych momentów jako ciepła, postmodernistyczna bajeczka może być zabawny, a co ważne, "serce ma na właściwym miejscu", co go nieco wyróżnia wśród produkcji ostatnich lat. Film godny polecenia także wielbicielom wrestlingu, który najwyraźniej był, obok Chaucera, źródłem inspiracji dzieła.
W porównaniu do cięższej tematyki poprzedniego wieczoru filmowego, tym razem pomimo niższej poprzeczki intelektualnej emancypującej z ekranu projektora, liczba obserwatorów została 'nieco' okrojona w najdelikatniejszym tego słowa znaczeniu.

Co zniechęciło naszych 'spectatorów'? brak darmowego żarcia? może niechęć do poprzedniego seansu? Pozostaje man jedynie uparcie trwać przy starym dobrym "Nadzieja jest jak cukier w herbacie. Jeżeli nawet jest jej mało to i tak wszystko osłodzi" i eksperymentować nadal, nieprzerwanie, niestrudzenie .. W poszukiwaniu garści niezłomnych poszukiwaczy filmowych przygód, do których wnętrza prędzej czy później miejmy nadzieję, uda nam się stuprocentowo dotrzeć, zmiękczyć ich serca, nakarmić duszę.

Przygotowanie:
Czopersky
© LO Gilowice